Cóż to była za wyprawa! Gdy otworzą w naszym pięknym mieście sklep IKEA i my także zostaniemy cudownie połączeni: biedni, bogaci, pokemony, mohery, peowcy, pisowcy, fani tych zespołów, które puszcza Wojciech Mann, fani tych zespołów, które puszcza Agnieszka Szydłowska - my wszyscy będziemy posiadać coś z IKEA, wtedy będę się z tego śmiała. Ale na dzień dzisiejszy sprawa ma się tak, że kupno tych mebli było zakrojoną na szeroką skalę i misternie planowaną od miesięcy akcją. Kuchnia składa się z blisko stu elementów. Każdy jest oddzielnym produktem, każdy oddzielnie pakowany i każdy oddzielnie... dostępny. Jak były drzwiczki to nie było szuflad, jak były szuflady to nie było drzwiczek, itd., itp. A szansa na transport tylko jedna. Se pobluzgałam ostatnio, nie powiem. Ale wszystko to nic, bo najważniejsze, że JUŻ JEST!! :) :) :)
Tak na marginesie, oto on:
Mr. SCREWyouikeahatersDRIVER. Całą kuchnię skręciłam sama za pomocą tego jednego krzyżaka :) Oczywiście otwory w blatach będą wycinane przez ekipę od agd, ale tak poza tym banał.
Stanęło na STAT i bardzo dobrze. Mam nadzieję, że cały montaż pójdzie sprawnie i do końca lipca się z tym uwinę. Nie mogę się doczekać normalnej, własnej kuchni, wprost nie mogę! :) :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz