02 lutego 2012

MRÓZ AŻ TRZASKA



Uwielbiam ostrą, słoneczną zimę. Właśnie wróciłam z Tatr, pełna wrażeń i zachwycona mentalnością ludzi z południa. Uwielbiam ich chropowatość, dumę i akcent (no, od mojego, wschodniego, to się znacznie różni). W Zakopanem na każdym kroku spotykałam się ze szczerą życzliwością. Bardzo nie chciałam być takim ceprem, co to chodzi po Krupówkach z ciupagą, robi sobie fotki z trzęsącą się młodą owieczką i drze ryja razem z kapelą w góralskiej knajpie, ale też ku mojemu zaskoczeniu niewielu takich widziałam, a jeśli już, to miejscowi wykazywali wobec nich anielską (góralską?) cierpliwość :) Także nie wchodząc w szczegóły, powiem tylko, że atmosfera bardzo mi odpowiada. Zresztą mam teorię, że ja muszę mieć jakieś górskie korzenie :) ALE, wracając do ostrej zimy - tak,tak,tak, ale te ostatnie dni są, przyznaję, ciężkie. Ja się na przyrodę nie obrażam, widocznie tak już musi być, aczkolwiek niewiele poza domem można zrobić i w ogóle wytrzymać. Na wieczorne spacery nawet psu zakładam buty. No, poza tym co roku ta sama historia z Bezdomnymi, Starszymi, Ubogimi... Trudne to dni.

Kto zatem może niech się grzeje. W górach spędzając cały dzień na dworze (czy też, jak to mówią w Krakowie, 'na polu') stale się dogrzewałam różnej maści grzańcami (Niestety można w siebie wlewać i wlewać i i tak wyparowuje po kwadransie. Przynajmniej takie mam wrażenie :) ). Po powrocie zrobiłam własny:



  • MIÓD PITNY
Zagrzać, zapić, zaczekać na wiosnę :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz